“Wywiad ze Strzałą”

 

Dzisiaj w wywiad z naszym dobrym kumplem Strzałą który wyjechał do Tajlandii i utrzymywał się tam z gry w pokera online. Dla mnie osobiście chyba najciekawszy jak do tej pory a na pewno najdłuższy :).  Zapraszamy do czytania.

 

Wróciłeś z pół rocznego pobytu w Tajlandii. Co cię motywowało do zmiany kraju zamieszkania? Dlaczego wybrałeś właśnie ten kraj?

 

Sięgnę dość daleko w przeszłość, od dziecka zaczytywałem się książkami podróżniczymi, kiedyś była to seria Alfreda Szklarskiego o “Przygodach Tomka..”, dziś Wojciech Cejrowski. Lektura tych(i innych) książek, rozbudziła we mnie ogromną ciekawość świata….i tak mi już zostało.

 

Od dłuższego czasu czułem się znużony życiem w Polsce, chciałem zmienić otoczenie, padło na Azję. Przyglądałem się wielu krajom tego regionu i właściwie we wszystkich ważnych dla mnie kategoriach, Tajlandia jest najlepsza  (kultura, krajobrazy, infrastruktura, internet, stosunek tubylców do białych, jedzenie, kobiety :D).

Ile kosztowały cię przygotowania do wyjazdu? Ile pieniędzy wziąłeś na start w nowym miejscu?

 

Zacząłem oczywiście od szukania biletu, udało mi się ustrzelić Air Berlin za 249 euro do Bangkoku(BKK) w jedną stronę. Wylot z Berlina-Tegel, na szczęście można się tam dostać szybkim i tanim EuroCity z Warszawy (od 20 do 40 euro). Do tego komplet szczepień w warszawskim Szpitalu Zakaźnym(żółtaczka A+B, dur brzuszny, polio, tężec i błonica) ok. 600 zł. Przed przylotem zarezerwowałem poprzez net, bardzo fajne mieszkanie w BKK za 450zl/mc + opłaty. Co do oszczędności, nie miałem ich dużo, ponad 4 tyś zł(oprócz pokerowego bankrolla), wynikało to z tego iż miałem na miejscu pracować.

 

Jak zarabiałeś pieniądze na miejscu oraz jaki był twój miesięczny budżet?

 

Gram w pokera, potrzebuje tylko “trochę” prądu i “kawałek” internetu aby zarabiać….lub przegrywać ;). Potrzebowałem minimum +/- 1 500zł/mc. Przeważnie żywiłem się na “ulicy” 😉 tj. w małych ulicznych restauracjach gdzie za świeżutką, pyszną porcje płaci się 2,5-3zł. Choć faktem jest, że większość z nich zostałoby w Polsce, błyskawicznie zamknięta przez Sanepid, ze względu na oględnie pisząc, złe warunki sanitarne 😀

Przykrą niespodzianką było to, iż piwko w Tajlandii jest droższe niż w Polsce, najgorszy sikacz w 7/11 czyli Archa (którego wg mnie, nie da się pić) kosztuje 3,5zł za butelkę 0,63L, całkiem niezły Chang 4zl, a pyszny Singha 5,8 zł. Na szczęście udało mi się znaleźć wino ryżowe Siam Sato, które sprzedawane jest w takich samych butelkach jak piwko, a kosztuje zaledwie 2,5 zł. Trzeba tylko polubić ten “specyficzny” słodkawy smak ;D

Niestety imprezowanie w BKK jest droższe niż w Warszawie, do wielu (tych lepszych) klubów należy wykupić wejściówkę za kilkadziesiąt złotych (w cenie 1 lub 2 drinki/piwa). Co ciekawe, jeżeli trafi się do typowego tajskiego klubu, można zostać zaskoczonym brakiem…..parkietu do tańca. Wynika to z….wrodzonej nieśmiałości Tajów, dlatego też wchodząc do klubu przeznaczonego dla miejscowych, widzi się sale z porozstawianymi małymi stolikami, na których można postawić alkohole a wokół których tańczy się wyłącznie w gronie znajomych.

 

Jakie są główne różnice/problemy dla osoby grającej w pokera w Tajlandii w porównaniu z Polską?

 

Internet!!a dokładnie jego jakość. Większość mieszkań do wynajęcia ma internet WiFi dzielony na wszystkich mieszkańców, efektem czego jest on wolny i niestabilny. Nie polecam. Doprowadzało mnie to do szału, gdy mając nutsa na boardzie, nie mogłem wykonać jednego prostego “klik” aby wygrać cały pot, gdyż akurat net postanowił zastrajkować 🙁 Do tego dochodzi różnica czasu, w poksa najwięcej osób gra w USA i Europie czyli trzeba dostosować się do ich strefy czasowej, aby grać z jak największą ilością słabych graczy tzw. “donków”. Dlatego najczęściej chodziłem spać o 3-4 rano czasu BKK.

 

Należy też wspomnieć, że poker w Tajlandii jest teoretycznie nielegalny. Tak, tak jestem “przestępcą” 😉 Na szczęście nie słyszałem, aby ktokolwiek miał z tego powodu jakiekolwiek nie przyjemności. Niestety wiążę się to z fakt, że nie da się przelać pieniędzy na poker room będąc w Tajlandii. Trzeba to zrobić przed przyjazdem lub mieć zaufaną osobę np. w Polsce która wykona całą operację.

 

Przez te pół roku trochę podróżowałeś po Tajlandii i sąsiednich krajach. Gdzie byłeś i co tam widziałeś?

 

Gwoli wyjaśnienia, w Azji byłem pierwszy raz a sama Tajlandia jest na tyle dużym i ciekawym krajem, że opuszczałem jej granicę tylko gdy musiałem wykonać tzw visa run, ale zacznijmy od początku.

 

 

Przez pierwsze 2 miesiące mieszkałem w Bangkoku, pełna nazwa BKK(za wiki) to:  “Miasto aniołów, wielkie miasto, wieczny klejnot, niezdobywalne miasto boga Indry, wspaniała stolica świata wspomaganego przez dziewięć pięknych skarbów, miasto szczęśliwe, obfitujące w ogromny Pałac Królewski, który przypomina niebiańskie miejsce gdzie rządzi zreinkarnowany bóg, to miasto dane przez Indrę, zbudowane przez Wisznu”.

 

Pełen odlot 😀

 

Wielkie ponad 10 (niektórzy twierdzą 15 milionowe) miasto, chaotyczne i spocone 😉 Oczywiście zaliczyłem klasykę turystyczną czyt. świątynie, pałace + kluby i puby 😀

 

 

Po 2 miesiącach w BKK musiałem odbyć visa run, wybrałem do tego celu Myanmar (Birma), gdyż postanowiłem przez miesiąc pomieszkać w Chiang Mai czyli jak mawiają Tajowie, “Róży Północy”. W samej Birmie/Myanmarze zabawiłem zaledwie parę godzin, czyli odpowiedni czas na parę bro + szamkę 😀

 

 

Kilkusettysięczne starożytne Chiang Mai to miła odmiana po BKK, wszędzie blisko, czyste powietrze a do tego znacznie chłodniej. Niestety przytrafił mi się tam, pokerowy downswing, a że poznałem wcześniej w BKK świetną dziewczynę, postanowiłem wrócić do “Miasta aniołów, WIelkiego miasta…itd” i zostałem tam na 3 kolejne miesiące.

 

Kolejny visa run zrobiłem do Laosu czyli takiej biedniejszej wersji Taj (język, pismo i kuchnia w 90% takie samo), mieszkałem kilka dni w inszej stolicy czyli w Vientian, to taki azjatycki….Kiszyniów (znany nam obu) 😉 tak samo jak w Mołdawii jedynymi zabytkami jest tam parę świątyń oraz Łuk Triumfalny, a życie nocne tego laotańskiego Kiszyniowa jest niestety znacznie uboższe 🙁

Jako, że moja dziewczyna o pięknym imieniu Sophin pochodzi z Kanchanaburi, odwiedziliśmy jej rodzinne strony, a przy okazji słynny most nad rzeką Kwai(tak, tak z tego filmu) oraz przejechaliśmy się nie mniej słynną Koleją Śmierci (robi wrażenie) do parku narodowego Sai Yok. Zrobiliśmy także weekendową wycieczkę do Pattayi, baaardzo imprezowe miasto 😀 chyba następnym razem tam zamieszkam 🙂 Resztę moich weekendowych planów pokrzyżowała pora deszczowa, gdy mieliśmy jechać gdziekolwiek, zaczynało lać 🙁

Czym różnią się ludzie w Tajlandii od Polaków?

 

Tajowie podchodzą do życia w bardziej wyluzowany, zdystansowany sposób. Wszechobecne uśmiechy, wspominane już we wcześniejszym wywiadzie “mai pen rai”(nie martw się, nie się nie stało). Wynika to zapewne z klimatu w jakim żyją oraz z buddyzmu jaki wyznaje przytłaczająca większość Tajów. Inaczej podchodzą do kwestii rodziny, są one rozbudowane z licznym potomstwem. Dużym szacunkiem darzy się rodziców i osoby starsze.

 

Zawsze podziwiałem cię podczas naszych wspólnych wypadów na wschód europy że nigdy nie dawałeś się oskubać nawet z jednej kopiejki. W Tajlandii jako obcokrajowiec miałeś na pewno sporo sytuacji że chcieli na tobie zarobić ekstra kasę. Czy mógł byś podać parę przykładów oraz rad jak nie dać się „przekręcić na pieniądze”.

 

Uważam że naciąganie/zawyżanie rachunków/oszukiwanie turystów to oznaka braku szacunku, traktowania nas(turystów) jak bezrozumne bydło do wykorzystania. Staram się oczywiście unikać takich sytuacji. Wcześniejsze czytam na temat konkretnych cen, a także charakterystycznych sposobach “krojenia” turystów, w danym kraju np w Taj poza tym że trzeba jak wszędzie uważać na np. kieszonkowców, dosyć często można paść ofiarą oszustów wypożyczając motor lub skuter wodny tj. po powrocie właściciel twierdzi że porysowaliście jego maszynę. Oczywiście nic takiego nie miało miejsca, a gdy nie ulegniesz żądaniu naciągacza, on najczęściej wzywa policję, która…..jest już ugadana z oszustem(wieść niesie że policjant dostaje 20% “skrojonej” kasy).

 

Tak samo postępują z np. wynajęciem mieszkania, przy zdaniu lokalu Taj wynajduje fikcyjne uszkodzenia i “kroi” pieniądze z depozytu itd itd. Ja miałem o tyle łatwiej, że na początku mojego pobytu poznałem Sophin, a tajska dziewczyna działa “odstraszająco” na miejscowych naciągaczy.

 

Jeżeli ktoś z szanownych czytelników wybiera się do Taj, polecałbym nauczyć się przynajmniej podstawowych zwrotów grzecznościowych, a także tajskich liczb. Pomaga to bardzo w negocjacjach cenowych, gdy rzucicie od niechcenia że np. 250 (song roj ha sip) THB to za dużo za koszulkę i taki Taj już wie, że nie jesteście “świeżym turystycznym mięskiem” do “skrojenia”;)

 

Podsumowując, trzeba być czujnym a większości pułapek da się ominąć, choć do tej pory zastanawiam się, czy mnie taryfiarz z lotniska w BKK nie orżną na pierwszym kursie hehehe skur…iel jeden 😉

 

Wspomniałeś że wybrałeś ten kraj między innymi z powodu kobiet. Co możesz powiedzieć o nich teraz?

 

 

Są inne 😉 ciepłe, miłe, pogodne, egzotyczne i piekielnie seksowne 😀 dla nich na pierwszym miejscu jest ich facet, rodzina a dopiero później praca, kariera. Europejskie kobiety dzięki feminizmowi zyskały niezależność, ale niestety zatraciły swoją kobiecość tj. charakterologicznie upodobniły się do mężczyzn. Nie dziwota więc iż wielu parangów (białych) ma tajskie dziewczyny, a i same Tajki chętnie spotykają się z farangami. Ważne są różnice rasowe: jesteśmy wyżsi, mamy bardzo tam cenioną jasną skórę, pociągłe twarze, duże nosy, niebieskie oczy czy jasne włosy, a także większe hmmm no wiecie co 😉 Do tego Tajowie często nie szanują swoich partnerek np. powszechnie je zdradzają, traktują jak służące, biją je itd. Biały facet wydaje się w takiej sytuacji istnym księciem z bajki.

 

Można z grubsza podzielić związki farang-tajka, na te krótkotrwałe czyli jednonocny sex lub co najwyżej krótkotrwały romans, poprzez te gdy liczy się tylko grubość portfela faranga czyli klasyczny sponsoring, oraz długotrwałe gdyż bardziej uświadomione Tajki, liczą że wiążąc się z farangiem, unikną takiego traktowania jak opisane wyżej.

 

Mówi się że podróże kształcą. Czy ten pobyt na innym kontynencie otworzył ci oczy na jakieś kwestie?

 

Paradoksalnie, najbardziej cenię tą podróż za to, że pozwoliła mi poznać lepiej….siebie, tj. zobaczyć pozytywne strony mojego charakteru ale i niestety parę negatywów. Nie będę się nad tym rozwodził, na blogu którego czytelnikami są tysiące ludzi, w tym moi znajomi 😛 Oprócz tego udało mi się poznać zupełnie inny styl życia, egzotyczną kulturę i poznać parę interesujących osób. Doceniłem też bardziej moją rodzinę, taaaak rodzina to potęga.

 

Generalnie, potwierdziło się to że można żyć inaczej, niż 8-10 godzinna harówka w pracy, która nie daje ci satysfakcji i gdzie nie jesteś doceniany, a do domu wracasz kompletnie “zmielony” i jedyne co cię interesuje to najeść się i obejrzeć kolejny odcinek “tańca z gwiazdami” 😉 A pracujesz właściwie wyłącznie po to, by spłacić 35 letni kredyt na 2 pokojowe mieszkanie, w nowym budownictwie. Ja akurat nie odnajduję się w tym schemacie.

 

 

Kiedyś  oglądałem serial dokumentalny „Big troubles In Thailand” na YouTube. Było to o angielskim policjancie którego zadaniem było pilnowanie pijanych angoli i wyciąganie ich z opałów. W każdym odcinku ktoś trafiał do tajskiego więzienia kto inny zostawał okradziony lub pobity. Zdaje sobie sprawę że to wypaczony obraz na potrzeby programu. A czy ty miałeś jakieś poważne sytuacje w tym stylu?

 

Ja nie miałem żadnych tego typu problemów, na szczęście czuwał nade mną mój anioł stróż czyt Sophin, która zawsze dbała o to, bym w jednym kawałku wrócił do domu. Oczywiście słyszałem o różnych przykrych zdarzeniach np balowałem pewnego razu z Tajami, którzy mieszkali na moim Soi(ulica/zaułek), po 2 dniach dowiedziałem się że jeden z nich poszedł ze swoją dziewczyną do pubu, tam wdał się w sprzeczkę z innym Tajem, wszyscy wyszli na zewnątrz a ten na mojego znajomego wyciągnął pistolet. On wziął nogi za pas, niestety jego dziewczyna stała jak wryta, a ten świr ją zastrzelił. Miała 18 lat. Sprawcy oczywiście nie odnaleziono. Najprawdopodobniej był naćpany Jabbą(metamfetaminą), narkotyk ten jest dużym problemem w Taj, jest tani, powszechnie dostępny a niestety nieźle ryje bańkę. Wiele wypadków drogowych w Taj popełniają ludzie nawaleni tym gównem.

 

Dla farangów najgroźniejszy jest….alkohol 😉 a raczej euforia i brak hamulców po jego użyciu, wtedy łatwo o kłopoty np moja Sophin jechała rano autobusem do pracy, wraz z nią podróżowała grupa pijanych farangów, jeden z nich zaczął się dostawiać do niej w obcesowy sposób, dostał od niej dwa razy z piąchy w twarz a resztą zajęli się Tajowie. Typ został mocno obity i wyrzucony z autobusu.

 

Należy uważać korzystając z usług prostytutek, gdyż te oprócz prezentu w postaci gratisowego syfa, mogą cie okraść, tak jak mojego znajomego(pozdro K.) z telefonu komórkowego czy pieniędzy i kart kredytowych 😀

 

Ogólnie pisząc, tak jak w każdym miejscu na świecie, są pewne miejsca do których lepiej się nie zapuszczać, bo można dostać po nosie. Błędem jest też patrzenie na Taj tylko przez pryzmat 3 małych uliczek w ogromnym BKK(Soi Cowboy, Patpong, Nana Plaza) czy Pattayi i traktowanie tego kraju i jego mieszkańców(a zwłaszcza mieszkanek)jak jednego wielkiego burdelu. To tak jakbyśmy myśleli o Holandii, wyłącznie poprzez “dzielnice czerwonych latarni” w Amsterdamie.

 

 

Jakie są największe plusy i minusy życia w Tajlandii?

 

Plusem jest niewątpliwie pogoda, krajobrazy, tanie pyszne jedzenie i piękne kobiety 😀 do tego ten niesamowity kraj jest przyjazny wszystkim rodzajom turystów, każdy znajdzie coś dla siebie. Chcesz ponurkować/poopalać się? jedziesz na plaże/wyspy południa, trekking?? proszę bardzo, okolice Chiang Mai, mniej komercyjna Azja? jedź do północno wschodniej części Taj czyli Issanu, jesteś “party boyem”??nie ma problemu kluby BKK, Pattayi, Phuket itd na pewno cię zadowolą. Nie masz zbyt dużo pieniędzy, jesteś backpackersem??no problem, możesz dostać się w każde ciekawe miejsce, kupują bilet za grosze w 3 klasie tajskich pociągów, a pokój w tanim pensjonacie zarezerwować wcześniej przez internet. A może odwrotnie???masz dużo kasy, oczekujesz 5 gwiazdkowych hoteli, chcesz luksusowo podróżować, stołować się w snobistycznych restauracjach itd??spokojnie, Taj podoła i temu wyzwaniu.

 

Po tej beczce miodu, pora na sporą łychę dziegciu 😉 Dla mnie największym minusem Taj jest…..pogoda 😀 tak, tak wiem że zaledwie przed chwilką ją chwaliłem, ale robiłem to z perspektywy typowego turysty, który spędza w Taj 2-3 tygodnie. Dla takiego typu podróżnika, który przylatuje z chłodnej Europy i siedzi z zimnym piwkiem na plaży, pogoda jest wymarzona. Co innego gdy mieszkasz tam na stałe np moja skóra(jest to problem wielu farangów) nie wytrzymywała ciągłego pocenia się, dostałem mało estetycznych wyprysków, musiałem przyjmować lekarstwa oraz znacznie ograniczyć aktywność.

 

Kolejnym problemem są różnice kulturowe i adaptacja do nich, nie będę się nad nimi rozwodził gdyż jest ich po prostu zbyt dużo. Przed wyjazdem myślałem, że w Taj jako kraju mocno turystycznym, więcej osób będzie się porozumiewało w języku angielskim, spotkał mnie niestety srogi zawód. Tutaj można gładko przejść do bariery językowej, jaką dla farangów stanowi język tajski, uwierzcie mi naprawdę ciężka sprawa, jest to język tonalny i w zależności od użytego tonu, ten sam wyraz może mieć 5 najróżniejszych znaczeń. Masakra.

A poza tym….jest pięknie 😀

 

 

Jak wygląda transport publiczny w Bangkoku?

 

Jako, że mieszkałem nad rzeką Chao Praya(jak Wisła w Warszawie)starałem się korzystać jak najczęściej z łodzi ekspresowych. Tanio(pomarańczowa linia 1,4zl), bez korków(które są wieeeelką zmorą BKK) a do tego z gratisowym chłodem. Wg. mnie najlepszy sposób poruszania się po mieście. Często korzystałem z miejscowych autobusów, których jest mnóstwo, dzielą się na te klimatyzowane i bez klimy(wiatraki, otwarte okna). Oczywiście autobusy z klimą droższe, a cena przejazdu zależy także od długości trasy. Ciekawostka, dla lubiących jeździć bez biletu, nie ma na to szans w BKK, w każdym autobusie(a także na łodziach ekspresowych) pracuje konduktor(częściej Pani niż Pan), która sprzedaje bilety. Do tego są prywatne zielone minivany czy czerwone songthaewy, ale to już wyższa szkoła jazdy, ja z nich korzystałem właściwie tylko z Sophin.

Charakterystyczne dla tej części Azji, są tuk-tuki czyli trójkołowce, cenę za przejazd należy uzgodnić przed skorzystaniem(oczywiście dla farangów jest ona wyższa niż dla miejscowych), dlatego lepiej jest korzystać z  bardzo licznych i całkiem tanich klasycznych taksówek (zawsze z tzw. “taxi meterem”!!). Do tego dochodzą Skytrain+Airport Link(naziemne metro) i MRT(klasyczne metro), nie muszę chyba pisać jak bardzo funkcjonalne są we wiecznie zakorkowanym BKK.

 

Chyba najbardziej zwariowaną formą poruszania się po BKK, są taksówki motorowe. Jazda takimi jednośladami jest dobrym rozwiązaniem ale niestety nie zawsze bezpiecznym, gdyż kierowcy lubią “zaszaleć”.

 

Czy mógł byś podzielić się z nami jakimiś śmiesznymi zdarzeniami jakie cię spotkały?

 

 

Było tego trochę, jako fan footba(L)u nie omieszkałem udać się na parę meczy w BBK min. Atletico Madryt vs All Stars Thai League, mecz II ligowego Bangkok Christian Club czy BEC Tero Sasana vs TTM Pitchit, na tym ostatnim I połowę spędziłem wśród kibiców BEC, a na II przeniosłem się do sektora przyjezdnych. Zostałem tam przyjęty bardzo miło, dostałem piwko, wymieniłem się koszulkami a w pewnym momencie…..zacząłem prowadzić im doping za pomocą bębna 😀

 

 

Z zabawno-przekręciarskich okazałem się klasycznym jeleniem na Patpongu (uliczka z go go barami, masażami z „happy endem” itd.), jak głupi zaufałem naganiaczowi i postanowiłem zobaczyć słynny “ping pong show”, jak nie wiecie co to jest, wpiszcie w google ;P Prowadzony przez naganiacza udałem się do przybytku rozpusty, zamówiłem piwo i…..zostałem zaatakowany przez gromadę “dam” świadczących “wielorakie usługi” 😉 jakoś udało mi się odeprzeć ten zmasowany atak i rozsiadłem się wygodnie by podziwiać Wielki Show….dosłownie Wielki 😉 kobieta która “wytoczyła” się na scenę miała ponad 100 kg, brzuch jej wisiał na udach a piersi…..hmmm może poprzestanę na tym cząstkowym opisie 😉 i zaczęło się!! nie wiem dokładnie skąd 😉 zaczęła wyciągać…sznurek i tak wyciągała i wyciągała. Ja osłupiałem, zniesmaczony pomyślałem że nie tak to do cholery miało wyglądać!! Na szczęście moją mękę zauważyła burdelmama, która podbiła do mnie z tabliczką, że jeśli nie korzystam z “dam” a nawet (z powodu wrodzonego skąpstwa) nie kupuję im drogich drinków, muszę kupić wejściówkę za 300THB(30zł), oczywiście naganiacz o tym nie napomknął 😀 . Nie muszę chyba pisać, że zmyłem się stamtąd bez żalu. Było to na samym początku mojego pobytu w Taj, nigdy więcej nie próbowałem zobaczyć kolejnego “ping ponga” 😀

 

 

A propos takich typu przybytków, to niezłymi cwaniakami w barach go go okazywali się……Japończycy, którzy zamiast drogiego piwa zamawiali sobie…..małą buteleczkę wody 😀

 

W takich miejscach często można spotkać słynnych Ladyboyów, ostrzegam są naprawdę świetnie zrobieni! Słyszałem o pewnym Szwajcarze, który mieszkał z  Tajką parę lat, w końcu wpadł mu w ręce dowód osobisty jego ukochanej, niestety stało tam jak byk “Mister”!!!Chłop się załamał…..ale że prawdziwa miłość wszystko zwycięży ;)….wrócili do siebie 😀 choć zdarzają się i trochę inne przypadki np. gdy zobaczyłem w autobusie jednego z największych Tajów jakich kiedykolwiek widziałem(ponad 190 cm, dopakowany)….w obcisłej bluzce, mini, szpilach i z pomalowanymi paznokciami……przekomiczny widok 😀

 

Wracając jeszcze do początków pobytu, nie znałem tajskich słów a po angielsku nie idzie się tam raczej dogadać, więc żeby zjeść w ulicznej restauracji…..musiałem odstawiać małe happeningi tj. żeby zamówić np. kurczaka…..gdakałem i machałem ramionami jak skrzydłami 😀 Musicie to sobie wyobrazić, gdy do miejscowego, nieco sennego tajskiego lokalu zwalał się nagle spocony farang, najczęściej z bro w ręku i zaczynał gdakać ;D Miny Tajów bezcenne 😀

 

Na koniec mały konkurs(bez nagród :P), Chiang Mai słynie z dużej ilości świątyń(ok 300, dla porównania BKK ma ich ok 400), przed jedną z nich znajdował się posąg Buddy w otoczeniu zwierząt: słoni, żyraf, zebr, psów oraz….Kaczora Donalda 😀 Do tej pory zachodzę w głowę o co chodzi?? jakiś happening czy co?? ktoś ma pomysła?? (zdjęcie pod spodem)

 

 

Nie było cię w kraju pół roku, jak z tej perspektywy zmieniła się Polska?

 

Na gorsze, Partia(PO) z Ukochanym Przywódcą(Tusk) nadal (nie)rządzi, a lemingi oglądające TVN i czytające “Gazetę Wybiórczą”(a może na odwrót 😉 ) są szczęśliwe. Dziwi mnie to “trochę”, bo w kraju w którym minister ds. zwalczania korupcji mówi, że “nie ma sensu ścigać korupcji, bo wtedy łapownicy żądają więcej, doliczając sobie za ryzyko” wydawałoby się że żyje się raczej ciężko. Albo gdy kochana Partia idzie do listopadowych wyborów z hasłem “Nie róbmy polityki, budujmy drogi” a po ich wygraniu, w grudniu oznajmia, że jednak dróg nie zbuduje, bo “nagle” zauważyła że nie ma na to pieniędzy. W tym samym grudniu rząd cudotwórców przerosło….ułożenie rozkładu jazdy pociągów. Obecnie podwyższyli podatek VAT oraz wzięli się za demolowanie systemu emerytalnego. Cyrk na kółkach….ale lemingi są zadowolone 😀

 

 

Jak w tej chwili wyobrażasz sobie swój wymarzony styl życia. Mieszkać w Polsce i n.p. zimę spędzać w ciepłym kraju. Osiedlić się na stałe za granicą. Podróżować po świecie zmieniając kraj pobytu co 3 miesiące. Może jakaś inna koncepcja?

 

W tej chwili skłaniam się do dłuższych 6-9 miesięcznych wyjazdów, połączonych ze zmianą miejsca zamieszkania w obrębie jednego kraju lub regionu, i jednak powrotów do Polski. Na obczyźnie tęskni się do naszej pszenno-buraczanej ojczyzny, rodziny, znajomych czy ogólnie ujmując ludzi, którzy wiedzą kim jest: Reksio, Wołodyjowski, Pan Samochodzik czy Wojtek Kowalczyk 😉

 

Gdy znajdę jak Wy na Bantayanie, swój mały prywatny Raj, chętnie tam zamieszkam, ale na razie do stestowania została mi cała Azja Płd-Wsch i obie Ameryki. Oby życia i pieniędzy starczyło 😉