“Wiedźmy, insekty i inne”

Dawno nic nie pisaliśmy. Generalnie to mój dzień wygląda tak ze pracuje w domu na internecie albo pływam w morzu więc jest trochę monotonnie co nie znaczy ze mi to nie odpowiada. Inna sprawa to że się już przyzwyczaiłem do Filipin i tak mnie nie szokuje wszystko na każdym kroku jak za ostatnim pobytem. Ale postaramy się z Grochem cisnąć ze stroną ile się da.

 

Wczoraj przeżyłem niezłą akcje w środku nocy. Obudziły mnie jakieś dziwne odgłosy o 3 nad ranem oraz jakiś owad. Gdy zapaliłem światło w pokoju było około 200 2-centymetrowych fruwających insektów. W pierwszym odruchu chciałem wydostać się na zewnątrz ale po otworzeniu drzwi ukazała mi się ściana utworzona z tych insektów. Więc wpuściłem do środka tylko kolejną setkę i czym prędzej zamknąłem drzwi. Po niezłym szoku jakiego doznałem wybudzony w środku nocy, złapałem za coś w stylu tutejszego muchozola, który na szczęście zakupiłem do tępienia mrówek  i zacząłem napiergazowywać je. Rano Minda wymiotło całe wiadro tego, z pokoju. To takie insekty co raz do roku wyłażą z ziemi żeby pofruwać i następnego dnia zdechnąć.

 

Z aktualności to ostatnio na Maricabanie mieliśmy drobny popłoch. Do naszej wyspy przypłynęły dwie łódki, najpierw próbowały dobić do Madredihos ale władze tego miasteczka nie pozwoliły zacumować ich w tym  rejonie gdy dowiedzieli się skąd pochodzą. A pochodziły z Antiqua miejsca na filipinach gdzie żyje pełno wiedźm obojga płci które fruwają i pożerają wnętrzności ludzi. Więc łódką tym udało się zacumować dopiero na jakiś skałach przy Maricabanie. Dodam tylko że tej nocy mieliśmy pełnie. Na pewno wszystkim wydaje się to śmieszne. Ale miejscowi w tym temacie są śmiertelnie poważni, popłoch był autentyczny, wszyscy pozamykali się w swoich domach. Minda chociaż nie mieszkamy jak Grochu na Maricabanie obecnie pozasuwała wszystkie zasuwy w drzwiach i pozamykała wszystkie okna na noc oraz błaga mnie żebym nie przebywał na Maricabanie po zmierzchu.

 

Historii typu Archiwum X mamy mnóstwo, staramy się z Grochem zebrać to do kupy i profesjonalnie opisać.

 

Poza tym w niedzielę robimy przyjęcie urodzinowe Mindy. Jej rodzina jest bardzo sympatyczna, za każdym razem jak u nich jestem słyszę z 20 razy że jestem bardzo dobrym człowiekiem (co najmniej 20 razy bez przesady). Nie wiem czy wynika to z ograniczonych umiejętności porozumiewania się po angielsku przez nich czy z czegoś innego.

 

Ostatnio także wujek Mindy w niedzielę spytał  się mnie czy może mnie o coś poprosić. Powiedziałem żeby powiedział o co chodzi. On na to żebym najpierw usiadł. Polał mi tutejszej wódki do szklanki z lodem i zaczął coś mówić łamaną angielszczyzną o rodzinie i tutejszych zwyczajach. Po 20 minutach przeszedł do sedna sprawy że nie ma kasy na następną butelkę a zaprosił trochę krewnych. No i tak to wygląda wykosztowałem się 3 zł i wszyscy byli mi bardzo wdzięczni. Mam tylko nadzieję że uspokoją się z tym „dobrym człowiekiem” bo już nie wiem co mam im odpowiadać za setnym razem.

 

Na zdjęciu muszelki które ostatnio sobie nazbierałem, bo kto by kupował popielniczki na Filipinach.