„Z Polski na Filipiny na rowerach – Wywiad”

Witam Wszystkich!

Dzisiaj wywiad z Cecylią i Piotrkiem. Ekipa przyjechała do mnie z Polski na rowerach! Tak, zgadza się na rowerach! Maksymalny szacunek oraz totalny odjazd. Nie będę przedłużać i zapraszam do materiału.

Krótki Wstęp od Prowadzącego

Dwa lata temu para młodych ludzi nawiązała ze mną kontakt mailowy. Zaczęliśmy razem korespondować i okazało się, że chcą wpaść do mnie w odwiedziny ale trochę w nietypowy sposób. Wpadli na pomysł by przyjechać na Bantayan na rowerach. Po przeczytaniu tej wiadomości po prostu spadłem z krzesła. Uważałem tą opcję za trochę zwariowaną i myślałem, że w końcu zrezygnują z tego planu i przylecą samolotem. Po jakimś czasie dowiedziałem się, że jednak wyruszyli w niesamowitą podróż na rowerach. Po raz kolejny spadłem z krzesła, byłem na maksa pozytywnie zaskoczony. W końcu Cecylia i Piotr zawitali u mnie w domu. W tym miejscu chciałbym pogratulować im odwagi i takiej decyzji. Zrobili kawał dobrej roboty i stworzyli piękną, pozytywną jazdę.

Wywiad

Miałem do tej pory wielu gości ale muszę przyznać że nikt nigdy z Polski nie przyjechał do mnie na rowerach! Skąd ten pomysł?

„Ten pomysł” czyli wyprawa „Polska- Chiny- Filipiny” to fuzja 2 naszych największych pasji- sportu i podróżowania…

Oboje czujemy się niespełnionymi sportowcami, obydwoje kochamy przygodę. Los skojarzył nasze osobowości i tak się jakoś dalej potoczyło… po kilku miesiącach znajomości pojechaliśmy na rowerach do Barcelony… (rodzina żartowała że skoro zaczynamy od 3 000km i 42dni, to następnym razem musi być chyba do Chin albo dookoła świata) nie chcieliśmy ich zawieść więc wyciągnęliśmy medianę… i padło na Filipiny !

Wracając do naszego pierwszego wyjazdu.  Każdy z nas miał przedtem jakieś rowerowo- survivalowe doświadczenia… ale nigdy wcześniej nie jechaliśmy rowerem więcej niż 70km/h i nie mieliśmy wypadku przy ponad 50km/h. Nigdy wcześniej nikt nas tak perfidnie nie okradł, no i nigdy wcześniej nie spóźniliśmy się na samolot…

Cały ten nasz mały „eurotrip” potwierdził nasze najbardziej optymistyczne oczekiwania.  Emocje, adrenalina, wolność i przygoda- wtedy zorientowaliśmy się że ten nasz „pierwszy raz”… to dopiero początek !

Zdjęcia: START

 

 

 

 

 

Czy mieliście jakieś obawy przed wyprawą?

Największe to że w ogóle nie dojdzie do skutku. Że ktoś z naszych najbliższych będzie próbował jej za wszelką cenę zapobiec (w trosce o nasze bezpieczeństwo, wmawiając sobie że tak będzie dla nas lepiej). Trochę niepokoiły nas też choroby tropikalne jak malaria czy denga…

Z jakimi opiniami spotykaliście się gdy rozmawialiście o swoich planach wśród rodziny i znajomych?

Rodzinę postawiliśmy przed faktem dokonanym- o całej akcji poinformowaliśmy ich kilka tygodni przed wyjazdem… uznaliśmy że tak będzie lepiej dla nas wszystkich  Znajomi ? Podobnie. Generalnie większość przygotowań było owiane tajemnicą. A jak już się dowiedzieli no to wysłuchiwaliśmy:

„Co ze studiami ?” „Mówię kategoryczne nie” „Za co? Skąd weźmiecie kasę” „Nie jesteście normalni”

„Przemyślcie to jeszcze dobrze”

zdarzały się też opinie pozytywne:

„wspaniały pomysł” „przygoda życia” „zazdroszczę” „nikogo nie słuchajcie i róbcie swoje”- i te podobały nam się najbardziej…

Zdjęcia: ROSJA

 

 

 

 

 

 

Jak wyglądały wasze przygotowania oraz jaki mieliście sprzęt?

Większość czasu zajęło nam kompletowanie sprzętu turystycznego, logistyka związana z wizami i szczepieniami oraz tworzenie strony internetowej (www.niepodrodze.pl).

Zimowa aura utrzymywała się dość długo (jeszcze w marcu), a my wyjeżdżaliśmy już na początku maja… więc nasze typowe „przygotowania kondycyjno/ rowerowe” to zaledwie kilkanaście przejażdżek. Test większości sprzętu odbywał dopiero w czasie pierwszych dni wyjazdu…

 

Ja jechałem na rowerze „Unibike Viper” czyli prezencie 18-nastkowym, a Cecylia na „Cube Delhi”. Sprzęt campingowy to w większości produkty „Husky” i o ile moglibyśmy mieć do nich trochę zastrzeżeń, tak odzież od „Brubecka” była po prostu genialna… Jeżeli szukacie spodenek rowerowych, bielizny termicznej lub innej podobnej odzieży technicznej to nie ma co się zastanawiać. Te ciuchy dawały radę przy +40C w Rosji i przy -10C w Chinach.

Czy moglibyście powiedzieć, ile czasu wam zajęło dojechanie do Filipin, jakie są koszty takiego przedsięwzięcia?

Konkretnie ponad 7 miesięcy. 2 pierwsze tygodnie to Polska, Litwa i Łotwa, 3 następne miesiące to Rosja, następnie 20 dni spędziliśmy w Mongolii, 2 miesiące w Chinach i niecały miesiąc w Wietnamie.

Według wcześniejszych założeń na Filipinach mieliśmy być ok. 3 miesiące później, jednak tajfun Yolanda i zniszczenia które wywołał zmieniły nasze pierwotne plany. Pomyśleliśmy że może przydamy się na coś na Bantayanie… Spakowaliśmy więc cały nasz dobytek w 2 torby i 2 kartony. I przylecieliśmy z Hanoi z małym przystankiem w Kuala Lumpur.

Zdjęcia: MONGOLIA

 

 

 

 

 

 

Koszty takiego wyjazdu ?

Ciężko stwierdzić, wszystko zależy od zasobności portfela i nastawienia osoby która jedzie… Można niskobudżetowo, można luksusowo.

Oczywiście my preferujemy opcje numer 1. Czyli spanie na dziko w namiocie, samodzielne gotowanie i korzystanie z gościnności napotkanych ludzi. Gdyby nie wizy to byłoby już całkiem pięknie. A tak udawało nam się zamykać w granicach 900zł na miesiąc na osobę.

Trochę więcej wyrzeczeń i może da się jeszcze taniej… albo kilka nocy w hotelach więcej i w naszym przypadku bankructwo.

Jakie są najważniejsze rzeczy o których powinny pamiętać osoby zamierzające powtórzyć wasz wyczyn?

Wyczyn kojarzy nam się z czymś naprawdę ekstremalnym, wymagającym ogromnych wyrzeczeń, tymczasem nasz wyjazd to istna bajka. Jesteśmy gotowi i chętni na „tą zabawę” od początku… choćby jutro !

Wracając do pytania…

Hurraoptymizm lepszy niż skrajny pesymizm ! Marzenia to priorytet !

A z takich bardziej praktycznych:

Warto wziąć pod uwagę że syberyjskie lato to często +40C !

Że na mongolskich stepach, zwykły deszcz może być ekstremalną przygodą !

Że w skrajnych przypadkach trzeba być przygotowanym nawet na 2 tygodniowy brak kąpieli…

I że jeżeli na motorze lub na koniu „dupa w siodle wiatr we włosach” to na rowerze „siodło w dupie, pot na czole…”

Zdjęcia: SPANIE

 

 

 

 

 

Które z miejsc odwiedzonych podczas tej podróży zrobiły na was największe wrażenie?

Pytanie z serii „ciężkie”…

W Rosji absolutnie zachwycili nas ludzie, ich gościnność i komunikatywność, do tego Bajkał…

W Mongolii obcowanie z naturą, krajobrazy i sposób życia nomada…

W Chinach zobaczyliśmy pierwsze w życiu 6-tysięczniki, małe pandy no i legendarny już Wielki Mur…

Wietnamska prowincja, górskie serpentyny i nauka jazdy na motorze w centrum Hanoi też zapadną nam w pamięci na długo.

No i wreszcie Filipiny, miejsce które zastaliśmy po wielkiej katastrofie i związanym z tym małym kryzysie, a pomimo to się w nim zakochaliśmy.

Mamy nadzieję że kolejne miejsca na naszej drodze dostarczą nam co najmniej porównywalnych wrażeń, choć po wszystkich poprzednich poprzeczka zawieszona jest naprawdę wysoko.

Zdjęcia: CHINY

 

 

 

 

 

 

Czy przytrafiły wam się jakieś zabawne zdarzenia?

Na Łotwie zostaliśmy wywiezieni w środku nocy do małej chatki w samym centrum lasu… żeby napić się wywaru z grzyba, soku z brzozy i wody ze studni… oraz poznać znajomego naszych znajomych Wanie, który znał nawet kilka słów po polsku… „Jeszcze Polska nie zginęła, póki wódka płynęła”

Raz na drodze zatrzymał nas kierowca Tadżykistanu. Wiózł arbuzy i zaproponował poczęstunek… a że był muzułmaninem i akurat był ramadan, to mógł jeść dopiero po zachodzie słońca… Stwierdził więc że będzie jechał naszym tempem, tak długo jak będzie potrzeba… no i tworzyliśmy ciekawy „konwój”, kilkunasto tonowa ciężarówka i 2 obładowanych rowerzystów. Jedna kolumna jadąca 20km/h. On się denerwował że za wolno, a my nie wyrabialiśmy na podjazdach, po około godzinie męczarni i tej nierównej walki, zatrzymał się i stwierdził że słońce zachodzi za wolno, zrezygnowany da nam pół arbuza, a swoją resztę wyrzucił.

Ostatni dzień w Rosji, rozbijamy się gdzieś w krzakach. W międzyczasie poznajemy jakiegoś człowieka, od początku lekko podejrzany… chodzi z jakimś workiem wypełnionym żółtą cieczą i zbiera coś na łące.  Potem rozpala ognisko i stwierdza że będzie nas całą noc pilnował „na wszelki wypadek”… po kilku minutach słyszymy jakieś dyszenie, później sapanie. Wolimy nie wychodzić i cokolwiek to jest nie brać w tym udziału… Za chwilę się śmieje, by zaraz potem płakać. Przenosi ognisko coraz bliżej naszego namiotu, Ceca mówi weź zainterweniuj, wychodzę… koleś dziki w oczach. Przyjechała policja, koleś ucieka, psy go szarpią. Potem całą noc spodziewaliśmy się „zemsty ćpuna”.

Pierwszy dzień w Mongolii- pierwsza jurta i trafiamy akurat na obróbkę barana, kobieta wyciska flaki itd. Cała rodzina zaangażowana w animację czasu wolnego dla nas… Dzieci tańczą śpiewają, gospodarz każe przymierzać ich tradycyjne ciuchy. W końcu udaje nam się rozstawić namiot ale przychodzą w środku nocy i słyszymy „Cholim- cholim”. Ceca śpi dalej, a ja idę na pierwszy front… a tam wielka uczta, czyli baranie flaki, skóra i jakieś wywary z jego krwi i ryżu. Brzmi może dziwnie, ale dla mnie osobiście to była niezła jazda.

Nasłuchaliśmy się wiele historii o podrzucaniu narkotyków na azjatyckich granicach i konsekwencjach w razie złapania. Więc na chińsko- wietnamskiej granicy, każdy był dla nas potencjalnym dilerem i już sobie wyobrażaliśmy co będziemy robić na dożywociu… 😀

Zdjęcia: EKIPY

 

 

 

 

 

 

A jeżeli spytam o niebezpieczne sytuacje?

Nocne odwiedziny dzikich zwierząt… i choć „kuna w przedsionku namiotu” brzmi śmiesznie, to mocne ryki dobiegające z rosyjskiego lasu potrafią podziałać na wyobraźnie…

Niespełna 3 dniowy, nieprzerwany deszcz na mongolskim stepie… który uwięził nas na zupełnym pustkowiu bez żadnych zapasów. Poradziliśmy sobie pijąc deszczówkę i jedząc masło z cukrem.

Co poza tym ? Nocny atak ćpuna czy biwak na samym środku drogi na wysypisku i przejeżdżające buldożery, kilka metrów od naszych głów.

Potrącenie przez samochód w Tjumenie i kilka ostrych wypadków na motorze w Wietnamie. Wtedy trochę stresu, a dzisiaj przypominając sobie amerykańskie filmy… jak to brzmi „te blizny są z Wietnamu” –„Nie ma lipy”.

No i ostatnia „schizolska akcja” to już w drodze do Ciebie…  jedziemy do portu, a tam wiatr, sztorm i promów nie ma. Namówili nas na jakąś malutką rybacką łódeczkę… i zaraz po wypłynięciu zaczęło lać, wiać i ostro falować… do tego mniej więcej na środku drogi zepsuł nam się silnik… trochę nas zalało- wesoło nie było… pocieszyłeś nas po dotarciu „że słyszałeś o takich którzy wypłynęli i nie wrócili”

Jakie najdziwniejsze potrawy przyszło wam konsumować w trakcie podróży?

Flaki z barana, ajrag (mleko z konia), masło z cukrem (w czasie kryzysu )) musujący wywar z grzyba, w Chinach byliśmy na ulicy Wangfuijn gdzie można spróbować skorpionów, pająków, gołębi, węży i jąder różnych zwierząt… ale to wszystko takie bardzo komercyjne- typowo pod turystów.

W Wietnamie byliśmy w restauracji która serwuje węże. Przychodzisz wybierasz jednego i robią z niego zupę, sałatkę  i gulasz. Popijasz to mixem z wódki i jego krwi, a serce które bije jeszcze ok. 20min po śmierci połykasz. Na wioskach proponowali nam też psy… ale się nie skusiliśmy !

Zdjęcia: WIETNAM

 

 

 

 

 

 

Mieliście jakieś problemy ze sprzętem lub na granicach?

Przed wyjazdem znaleźli się „życzliwi” hejterzy którzy stwierdzili, że nasze rowery nadają się co najwyżej na przejażdżkę po mieście… za słabe amortyzatory, hamulec nie taki, brak tego, brak tamtego…  generalnie to „koła za okrągłe” i w ogóle jesteśmy cieniasy, lamusy i żółtodzioby…  Że chętnie chcieliby zobaczyć wyciąg z naszego konta ?! (WTF) itp. Tymczasem przejechaliśmy 15 000km, a naszą największą ingerencją była wymiana pedałów  i regulacja przerzutek. Po drodze kilkukrotnie łataliśmy też dętki, w tym u Cecylii 1 (słownie jedną) !

Na mongolsko- chińskiej granicy musieliśmy wynająć specjalny samochód, który musiał przewieść nas i nasze rowery (przez 100metrów). Kwestia jakichś idiotycznych przepisów. Brak homologacji pojazdu, cos w tym stylu. Wszystko zbędnie skomplikować- w tym chińczycy nie maja sobie równych.

Czym z waszej perspektywy wyróżniają się Filipiny od innych Azjatyckich krajów które odwiedziliście?

Jeżeli ktoś jest naprawdę jakimś „azjatyckim konserwatystą” , to może się czuć lekko zawiedziony. Dla nas to taki hiszpańsko- amerykański mix z azjatyckimi cenami.

Klimat i warunki do życia tu to coś pięknego. Wyjście na zwykły spacer po plaży gwarantuje nam widoki jak z okładek turystycznych broszur. Filipińskie imprezy gdzie każdy bawi się z każdym, ogromna tolerancja i zero uprzedzeń. A poza tym nikt się nigdzie nie śpieszy, nie czuć tej znanej z Europy czy nawet Chin rywalizacji. Filipińczycy są wrodzonymi optymistami i zawsze znajdą powód do fiesty.

Na swoim blogu (www.niepodrodze.pl) pisaliście że waszym celem i marzeniem był Bantayan. Jakie wrażenie zrobiła na was wyspa na której mieszkam?

Jeszcze przed studiami byliśmy fanami Twojego bloga, tego co realizujesz i jak wygląda Twoja codzienność. Kiedy ktoś z rodziny wskazywał na jakiegoś „karierowicza” i mówił do nas coś w stylu: „zobaczcie jak sobie żyje ”„idźcie na taki kierunek, po nim będziecie mieli dobrą pracę”… my mówiliśmy idziemy na AWFiS w Gdańsku, na turystykę i rekreację… bo to nas pasjonuje i tego chcemy, a Wy wejdźcie sobie na www.breakdacycle.com i zobaczcie że da się żyć godnie i nie „rypać”.

Możesz być z siebie dumny, jesteś naszą życiową inspiracją !  haha. Nie musimy koniecznie wylądować na Bantayanie czy nawet na Filipinach, ale pokazałeś nam pewną drogę, otworzyłeś umysły młodych ludzi że nie trzeba się ślepo wpieprzać w schemat. Że chociaż warto spróbować żyć inaczej- że to możliwe.

Wracając do wyspy

Po ok. 3latach wyczekiwania na konfrontację wirtualnego obrazu wyspy z bloga z rzeczywistością… i ponad 1150 godzinach !!! wysiedzianych na rowerowych siodełkach żeby do Ciebie dotrzeć ) mieliśmy dość wygórowane oczekiwania…

Większość która czyta ten wywiad i dotrwała aż do tego momentu, pewnie już u Ciebie gościła, a reszcie najchętniej powiedzielibyśmy że „bunkrów nie ma ale też jest ZAJE***CIE”. Wg nas Bantayan to jest jakby inny świat,  z taką trochę zagiętą czasoprzestrzenią, nie ma sensu próbować tego opisywać, po prostu trzeba przyjechać i poczuć to samemu.

Zdjęcia: FILIPINY

 

 

 

 

 

 

Gdzie jesteście w tym momencie i jakie są wasze plany na najbliższe dni?

Aktualnie piszemy do Ciebie z Tajlandii. Poszwendamy się tu jeszcze z 2 tygodnie, a potem sami chcielibyśmy wiedzieć…  Lubimy planować ale ta podróż pokazała nam że najpiękniejsze jest to co spontaniczne. Zostało jeszcze kilka rzeczy które chcielibyśmy zobaczyć w „okolicy”.  Ale tęsknimy już za rowerami, codziennym zmęczeniem i włóczęgą…

Czy ta podróż w jakiś sposób zmieniła wasze spojrzenie na świat i życie?

Na pewno ! Jesteśmy na dość specyficznym etapie życia(dzieciaki, które szukają swojego własnego „miejsca” na świecie) a to dosyć długi okres czasu z mnóstwem nowych doświadczeń…

Myślę że nasze poglądy w czasie podróży nie tyle się diametralnie zmieniły co może bardziej ugruntowały i usystematyzowały. W czasie ostatnich 9 miesięcy zjechaliśmy kawałek świata i poznaliśmy masę nowych ludzi z zupełnie innymi priorytetami i różnym statusem materialnym. Mieliśmy okazję się temu wszystkiemu przyglądać, analizować i szukać inspiracji dla siebie samych…

Od długiego czasu imponuje nam dążenie do samowystarczalności… (interesują nas Amisze i podobne komuny, ruch hipisowski i życie nomada itp.)

Na pewno utwierdziliśmy się w przekonaniu że nie dla nas przeludnione metropolie i posadka w korporacji lub innych podobnych aktualnie będących na topie zawiłych strukturach. I nie zważając na „procenty bezrobocia” i  tak dumnie brzmiące słowo „perspektywy” skłaniamy się bardziej ku mniejszym miastom, miasteczkom, wsiom czy nawet wioseczkom.

Przede wszystkim zmieniliśmy na jeszcze bardziej radykalne podejście do nabywania dóbr materialnych. Nie zamierzamy się nimi otaczać, kolekcjonować i brać udziału w tym chorym wyścigu. Jednym słowem chcemy spróbować żyć godnie przy jednoczesnej próbie ograniczenie roli pieniądza w naszym życiu.

„Pieniądze szczęścia nie dają” wiele osób uznaje to za absurd, uważając jednocześnie za nieracjonalne osoby które myślą w podobny sposób… nie jesteśmy typem  „zbuntowanych aniołów”, oderwanych od rzeczywistości… ale nie zamierzamy rypać do 67 roku życia w branży która da nam pieniądze, a nie przyniesie satysfakcji… tylko po to żeby lansować się na ulicy w markowych ciuchach, nosić w kieszeni nowy model iPhone’a czy wozić się jakimś szpanerskim wehikułem. Nie potrafimy zrozumieć tego że „apetyt rośnie w miarę jedzenia” i ludzie którzy mają już naprawdę stabilne sytuacje muszą mieć ciągle więcej… bez względu na cenę.

„Into the Wild”… film oparty na faktach, odbierany  w zależności od widza- skrajnie różnie. Kto nie widział szczerze polecamy.

Zdjęcia: TAJLANDIA

 

 

 

 

 

 

Co planujecie dalej po powrocie do ojczyzny?

Specjalnie  nam się nie spieszy… a jak już wrócimy to głównie żeby odkładać na kolejne marzenia… no i musimy skończyć ostatni rok studiów.

Nasza „bucket list” wydaje się nie mieć końca. Jednym z ważniejszych punktów są sporty wytrzymałościowe: (maratony w różnych ciekawych miejscach i ukończenie Ironmana- najlepiej tej wersji na Hawajach) 😀 Z bardziej ekstremalnych to napaliliśmy się na paralotnie, a ja dodatkowo chciałbym spróbować cliff jumpingu. Cecylia od zawsze cierpi na niedosyt kontaktów z końmi. No i oczywiście dalej zamierzamy realizować pasję podróżniczą… Ameryka północna, południowa itd. Mi się marzy też „spacer” z psem, ale taki trochę bardziej oryginalny bo kilkuletni. Zobaczymy jak to wszystko się potoczy bo plany mamy dość ambitne.

Korzystając z okazji jeżeli komukolwiek spodobał się nasz wyjazd, wywiad lub ideologie… to jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności zostaliśmy nominowani do plebiscytu na „Człowieka roku 2013 Powiatu Inowrocławskiego”.

Pierwszy raz w historii tego głosowania brany jest pod uwagę duet… no i reszta stawki to przedstawiciele służb mundurowych lub inni pełniący po prostu swoje obowiązki służbowe. Dostają już za to godziwe wynagrodzenie, a my jesteśmy młodzi, z polotem i fajnie byłoby poczuć i udowodnić że nie tylko my myślimy że najważniejsze są marzenia ! I jak się chce to można wszystko !

Konkurs organizuje Express Bydgoski. Żeby zagłosować należy wysłać sms-a o treści „EX.P.2” pod numer 7148. (koszt 1,23zł z VAT) (dopuszczalne jest głosowanie wielokrotne)

Na koniec od Prowadzącego

Mam nadzieję, że materiał się podobał. Trzymam w kciuki za dalsze przygody i kolejne kilometry Cecylii i Piotra. Mam nadzieję, że jeszcze się kiedyś zobaczymy.

Pozdrowienia od całej wyspy Bantayan.

Grochu