“Koko Jambo”

 

Wczoraj postanowiliśmy zrobić sobie z Grochem kokosowy dzień. Najpierw trzeba przy pomocy miejscowych dzieciaków zciągnąć kokosy z 20m palem. Następnie zakupić kondensowane mleko, herbatniki i mirinde (miało być coś innego ale nie można tego było dostać). No i dobrze jest wziąć dużo rumu do tego. Co też uczyniliśmy a następnie popłyneliśmi z Biuli (nauczyłem się wkońcu imienia) Jean i Reyem na rafę koralową. Pływaliśmy z maczetami i młotkami szamaliśmy muszle, wiem że to się robi już trochę monotonne. Potem dziewczyny nauczyły nas grać w tutejszą grę w karty – Monkey Monkey. Wieczorem poszliśmy do sąsiadów z dżungli. W krzakach po drodze siedziało 3 leydy boyów (dużo niespodzianke w tej dżungli). Rey powiedział że są spoko ogarniaj mu role, jakieś prace polowe na jego włościach. Wpadliśmy jeszcze do jakiegoś szałasu gdzie mieszka ziomek na skrzynkach(dosłownie) i ożenił nam za 200P 6 litrów browara. Na miejscu był transformers ze zdjęcia, za 1 P można zarzucić kawałek do tańczenia lub śpiewania. Dziewczyny puszczały cały czas no limit żeby zobaczyć Grocha w akcji. Kapitan odstawił robot dance i połknął kilka szlugów a potem zapił browarem, lady boye toże wpadli, dobre LSD ogólnie.

Integracja z miejscowymi przynosi same plusy. Rano obudziłem się i miałem szklankę wody na kaca, potem szprotkowe śniadanie: omlet z szprotek: surowe szprotki winegre + pieczone szprotki z sosem sojowym. Jak tak dalej pójdzie to nie wydam tu od teraz żadnego peso na żarcie. Ponieważ wczoraj śpiewałem wind of change od rana lecą skorpionsy z baru :). Dostaliśmy jeszcze koktajle mleczno kokosowe oraz star aple (exclusive in philippines).