„Żebra na Benzynie”

Witam Wszystkich!

Na wstępie Życzenia Noworoczne dla Wszystkich od BDC!!!
W dzisiejszym materiale opowiastka o tym jak moja łódka prawie poszła nad dno oraz jak smakowały „Żebra na Benzynie”. Generalnie ostra akcja.

Kilka tygodni temu wpadło do mnie sporo ludzi z PL. Po krótkiej naradzie postanowiliśmy popłynąć moją łódką na jakąś magiczną plaże i strzelić sobie piknik. W sumie zebrało się nas 10 osób plus jedzenie i zapas napoi chłodzących z promilami. Wszystkie te opcje gwarantowały udany dzień. Niestety cała wyprawa potoczyła się trochę innym torem.

Podczas startu morze było spokojne ale po przepłynięciu kilku metrów woda zaczęła powoli wariować i ukazały nam się niezbyt ciekawe fale. Łajba była maksymalnie obciążona: ilość osób plus dodatki. Ja już czułem, że coś się stanie i zapytałem kapitana żeby może jednak zawrócić. Po jego wyrazie twarzy widziałem, że gościu też jest trochę przerażony. Po chwili odpowiedział, że jest za duże ryzyko by zawracać przy takich falach. Po prostu jeden zły ruch i byśmy z całym dobytkiem znaleźli się w morzu daleko od brzegu. Postanowił dopłynąć do celu i wtedy ewakuować wszystkich a to co ewentualnie stanie się z łódką – trudno, ważne żebyśmy my byli bezpieczni. Tak żeśmy uczynili i na cel wybraliśmy jedną z ukrytych plaż. Gdy już prawie dopłynęliśmy do brzegu kapitan tylko krzyknął „Idzie fala, ewakuacja”.
Pierwsza fala walnęła nas ze sporym impetem i tylko część ekipy zdążyła wskoczyć do morza. Później poszła druga i trzecia fala i już był koniec. Wszyscy i wszystko fajnie sobie pływało w morzu a kolejne fale rozwalały łódkę. Damska część drużyny ratowała nasz dobytek a faceci ratowali łajbę. Fale tak zasuwały, że około godziny walczyliśmy by wyciągnąć łódkę na brzeg.

Z naszych zapasów przetrwała butelka rumu i jedna krata piwka.
Z jedzenia natomiast przeżyły tylko żeberka które przez pewien czas marynowały się w morzu i w rozlanej benzynie z silnika.

Łódka rozwalona, silnik kompletnie zalany, odcięta od cywilizacji plaża – centralnie poczuliśmy się jak jacyś rozbitkowie (fajne i jednocześnie dziwne uczucie). Generalnie każdy w takiej sytuacji usiadłby i załamał ręce, a nasz kapitan powiedział z uśmiechem na twarzy :
Spokojnie to tylko łódka którą spokojnie naprawimy. Rozpoczynamy piknik!!!

Więc posłuchaliśmy się naszego przewodnika i ruszyliśmy z imprezką. Była tylko jedna zagwozdka, jak będą smakować nasze żebra na benzynie. Obmyliśmy je w morzu, zalaliśmy piwkiem i słuchajcie wyszły po prostu kozacko.

Gorzej już było z powrotem bo musieliśmy przebijać się przez dżunglę ale daliśmy radę.

Podsumowując, jeden z ciekawszych tripów i na pewno wszystkim zostaną niezłe wspomnienia. Na koniec chciałbym podziękować moim gościom z PL którzy pomogli mi zreperować łódkę. DZIĘKI!!!

Pozdro
Grochu